Klaustrofobiczna przestrzeń wypełniona bibelotami, łypiące zewsząd na przybyłych wizerunki kotów, grająca cicho "karuzelowa" muzyka, goście porozumiewający się szeptem i opętani kultem mruczących istot. Brzmi jak scenariusz horroru? Najstraszniejsze w tym wszystkim były jednak ceny. Za imbryk owocowego, swoją drogą niezbyt wybitnego w smaku, naparu, którego starczyło na dwie filiżanki zapłaciliśmy 40 zł (!) Fajnie, że chociaż dostaliśmy kotokształtne ciasteczka "za free" ;) Plusem tego miejsca jest to, że zamieszkujące je koty mają zapewnione dobre warunki życia. Nie jest ich tam zbyt wiele, dzięki czemu każdy mruczek ma przestrzeń dla siebie. Właścicielka lokalu zdaje się zdecydowanie woleć koty od ludzi. Do odwiedzenia tego miejsca zachęciły nas pozytywne opinie oraz fakt, że jest to herbaciarnia, a nie jak w większości przypadków, kawiarnia, ale demoniczna atmosfera i ceny sprawiły, że w przyszłości będziemy się starali być poza zasięgiem Kocich Oczu ;)