Matcha z mango była jedną z najlepszych matchy na słodko jakie kiedykolwiek piłam. Mus owocowy na dnie smakował naturalnie słodko, a gęsta chmurka wyrazistej matchy otulała wierzch szklanki. Również wyrazista, choć nie tak słodka i cudowna w smaku, była matcha na wodzie kokosowej. Przyjemne i ciekawe alternatywy dla matchy latte.
Skoro mój ulubiony napój mnie zadowolił to musiałam wrócić po coś do jedzenia. Niestety wybór jest mały jeśli o menu chodzi, bo niewielka witryna jednak daje coś dobrego (przynajmniej z wyglądu). Nigdzie nie jest napisane, że śniadania wydawane są tylko do godziny 14 więc dopiero za drugim razem (a trzecią wizytą) udało mi się zamówić gofra.
Na wejściu już nie zapowiadało się zbyt pozytywnie, ponieważ jedna dziewczyna kazała nam czekać aż skończy coś robić, a jej koleżanka przeglądała social media na telefonie. Na zamówienie musieliśmy czekać długo, a napoje dostaliśmy na krótko przed podaniem gofrów. Te nie dość, że wyglądały ubogo to ciasto wafli dostaliśmy rozmiękłe zamiast chrupiącego. Łososia spod dwóch jaj nawet nie było widać, nie wiem czy w ogóle połowa 100 g opakowanie została na waflach położona. Ilości kaparów nie mogę się przyczepić, ale przydałby się do takiej porcji dodatek chociażby rukoli czy kiełków zamiast delikatnego oprószenia koperkiem (choć i ten mógłby zostać dzięki przygotowaniu odpowiedniej kompozycji). Serka nie było widać spod dodatków, a znikoma jego ilość nie pozwoliła na wyzwolenie smaku całego posiłku. Przynajmniej jajka sadzone nie ociekały tłuszczem.
Nigdy tak nie przepłaciłam za gofry. Idealnie tutaj pasuje mem Rihanny ze łzami w oczach, która drogo zapłaciła za niesmaczny posiłek.